5 lipca 2017

Na ostrzu #1: Spotkanie autorskie z Olgą Rudnicką


Wstępnie zaznaczę, że jest to mój pierwszy raz jeśli chodzi o spotkanie autorskie oraz pisanie relacji. Także proszę o wyrozumiałość. Mianowicie dnia 26 czerwca w moim niewielkim miasteczku na Mazurach, odbyło się spotkanie z Olgą Rudnicką - autorką powieści kryminalnych. Jak rozpoczęła się jej przygoda z pisarstwem oraz skąd czerpie inspiracje? 



Na początku odniosę się do przyjęcia autorki przez MGBP. Wystrój jak widać na załączonym zdjęciu jest bardzo skromny. Żadnego kwiatka, obrusika na stoliku, tylko zwykła butelka wody, jak dla (...) - nie powiem kogo. Wcale się nie dziwię, że w naszym miasteczku nic się nie dzieje i nikt nie chce przyjeżdżać, skoro takie coś zastaje. Podziękowanie też niestety było skromne. Jedna różyczka, naprawdę? Chociaż tu mogli by się postarać...



Mimo to spotkanie przebiegło w bardzo sympatycznej atmosferze, głównie dzięki pisarce i jej poczuciu humoru. Łatwość nawiązywania kontaktu z czytelnikami sprawiła, że zlot nie był nudnym monologiem. W niektórych momentach myślałam, że to spotkanie będzie najkrótszym na jakim byłam. Zaś autorka próbowała kilkakrotnie pobudzić tę cisze, żeby było jakoś ciekawe. 


Olga Rudnicka zadebiutowała w 2008 roku, wydając "Martwe Jezioro". Mimo tak młodego wieku na swoim koncie ma już 14 powieści kryminalnych cieszących się ogromnym zainteresowaniem wśród czytelników, zarówno młodych jak i starszych. Pracuje jako opiekunka społeczna w Polskim Komitecie Pomocy Społecznej w Śremie. Opiekuje się głównie osobami starszymi, samotnymi i niepełnosprawnymi, potrzebującymi pomocy w codziennych sprawach. Praca ta uwrażliwia na ludzkie cierpienie, uczy współczucia i zrozumienia. Po za tym kocha jazdę konną i rytmy latynoamerykańskie, zwłaszcza salsę. Namiętnie czyta Joannę Chmielewską, Stephena Kinga, Joe Hilla, Tess Gerritsen i Jeffery'ego Deavera.


Skąd fascynacja kryminałami? Myślę, że po części ma to w genach. Siostra Olgi czytała ową literaturę, gdy Olga miała niespełna 10-11 lat. Jak to bywa u nastolatków, ciekawość jest silniejsza - przeczytała jedną z nich. Dodatkowo jej babcia "Bunia" - uroczo brzmi to określenie - uwielbiała wieczorami oglądać w telewizji W11 - bardzo znany program z wątkiem kryminalnym. Bardzo przeżywała z odcinka na odcinek. Lubiła komentować na tyle, że Olga z mamą musiały ją uspokajać - wtedy jeszcze W11 było emitowane późnym wieczorem. Swoją drogą bardzo fajna babcia, która woli kryminały od dziergania na drutach. Tak też zaczęła pisać krótkie opowiadania, spodobało się autorce na tyle, że postanowiła to skleić w całość i tak powstało "Martwe jezioro". Skąd czerpie inspiracje do pisania kolejnych książek? Poniekąd jest to doświadczenie w pracy. Inspiruje się również swoimi snami. Jak powiedziała: 

"Nigdy nie opisuje niczego dosłownie. Moja wyobraźnia nadaje im inny kształt i charakter. Ale ważne są uczucia. Jestem młodą osobą, rzeczy o których piszę dopiero są przede mną. Pisząc staję się każdym bohaterem kolejno, nadając im osobowość i charakter staram się sprawić, by żyli naprawdę. Pisząc czuję ich emocje. Praca nauczyła mnie empatii, chociaż są chwile, kiedy utrudnia mi to pracę. Wiem tylko tyle, że kiedy zobojętnieję na cierpienie będzie to czas, by zmienić pracę."

Marzy się jej napisanie mocnego kryminału, ale jej to nie wychodzi. Dlaczego? Otóż jak to powiedziała:

 "-No bo ciągle słyszę, że ludzie się świetnie bawią i śmieją, czytając moje książki. A ja przecież piszę kryminały. To jest taki absurd, że mi się w głowie nie mieści. Nie wiem, czemu mi to tak wychodzi... Ludzie mają się bać a nie śmiać."


Podsumowując, całe spotkanie - pomijając podziękowanie czy wystrój - uważam za udane. Poznałam w końcu autorkę, aż wstyd się przyznać, że nic o niej nie słyszałam. Obiecuję, że to nadrobię. W sumie, to nie było by mnie na spotkaniu, gdyby nie KIWI PORTAL, bo oczywiście u mnie w miasteczku takowej informacji nie było, jedynie plakat na drzwiach biblioteki - zdjęcie na samym początku postu - brak słów. Fakt, że mam autograf, cieszy mnie ogromnie! Tym samym dziękuje tym, którzy przetrwali i przeczytali do końca. 


Ps. Tak, wiem o tym, że wyglądam jak siedem nieszczęść.

2 komentarze:

  1. Może jakby jeszcze ta woda była w dzbanku z cytryną albo miętą... No ale ehh potem się dziwić, że autorzy stają się niechętni wobec takich wydarzeń...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie.. Zwłaszcza, że na stronie biblioteki widziałam inne spotkania i tam już o wiele lepiej. Te spotkania były czysto-poetyckie, co moim zdaniem nie zmienia faktu to, ze biblioteka kategoryzuje autorów. Moim zdaniem powinien każdy być przyjęty tak samo.

      Usuń